To nasz drugi przystanek, w drodze do Casablanki, tego dnia - Al Dżadida. Tutaj też wypadnie przerwa obiadowa.
Miasto zostało założone przez Portugalczyków w XVI w. Długo znajdowało się pod ich kontrolą. Al Dżadida nie ma mauretańskiego wyglądu. Od morza oddzielają ją masywne mury z ciosanego kamienia. Pozostałości portugalskiego ufortyfikowanego miasta zostały w 2004 roku wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Zwiedzanie rozpoczynamy od fortecy Mazagan z Cysterną Portugalską. Odkryto ją stosunkowo niedawno. Mieszkaniec chciał powiększyć dom, wykłuł otwór w ścianie i wielkie było jego zdziwienie, gdy zobaczył, co się tam znajduje. Cysterna pełniła zapasowy zbiornik wody dla mieszkańców miasta. Podczas dużych opadów ciecz spływała tam specjalnie zbudowanymi kanałami i gromadziła się. W przypadku ataku wroga i skażeniu wody dopływającej wodociągiem, Portugalczycy mieli jej zapasy.
Następnie, po kolei odwiedzamy sąsiadujące ze sobą kościół i wielki meczet, domy kupców żydowskich i portugalskich oraz arabską medinę. Trafiamy też do piekarni, gdzie mieszkańcy wypiekają sobie przepyszne chleby, tzn. przynoszą gotowe ciasto, a piekarz wkłada je do pieca.
Na koniec krótkie przejście przez stragany i czas wolny.
Wchodzimy do lokalnego lokalu. Al Dżadida, jako miasto portowe, słynie z pysznych owoców morza. Zamawiamy więc krewetki i jakąś rybę (piszę jakąś, bo totalnie zapomniałem jej nazwy). Niestety, nie mogę powiedzieć, żeby mi to smakowało. Jest wręcz niesmaczne. Krewetki zupełnie nie mają smaku krewetek. Trudno.
Po obiedzie udajemy się na lokalny targ. Uwielbiam tę atmosferę. Krzyki, przepychanki, a przede wszystkim ceny, które są o wiele niższe niż w sklepach. Kupujemy daktyle, banany, pomarańcze i jabłka. Pycha! Wszystko słodkie i soczyste. A ceny naprawdę niewielkie. Za kilogram daktyli zapłaciłem 10 dirhamów, czyli ok. 1€.
Teraz ruszamy w drogę do Casablanki.