Lądujemy w Agadirze około 22. Wychodzimy na lotnisko i pieszo udajemy się w kierunku terminalu. Odprawa paszportowa odbywa się dość sprawnie. Podchodzimy do okienka i po wypełnieniu formularza otrzymujemy “wizy”. Później już tylko bagaże i spotkanie z przewodnikiem, który zabiera nas do hotelu. Zjadamy kolację i idziemy spać. Mimo zmiany czasu zrobiła się 1.
Wstajemy wcześnie rano, zjadamy śniadanie i wyruszamy na podbój Maroka.
Przewodniczka postanawia rozpocząć wycieczkę od czegoś dodatkowego, czegoś, czego nie było w programie. Udajemy się więc na górę, gdzie mieści się kasba. Jest to jedyna część Agadiru, która nie uległa zniszczeniu podczas trzęsienia ziemi, jakie nawiedziło miasto w 1960 roku. Widoki są zapierające dech w piersiach. Już wtedy czuję, że Maroko będzie państwem, które naprawdę pokocham.
Ulice Agadiru przyozdobione są wizerunkami obecnego króla Mohammeda VI. Jak się później dowiadujemy, był on ostatnio w mieście i dekoracje nie zostały jeszcze posprzątane.
Król Maroka bardzo często porusza się po kraju drogą lądową. Lubi spotykać się z mieszkańcami. Trasa przejazdu jest wówczas oflagowana. Około co 4,5 flagi stoi policjant. Mohammed VI posiada 22 pałace rozmieszczone na terenie całego królestwa.
W Maroku, zwłaszcza w Agadirze można spotkać wiele pałaców książąt z Arabii Saudyjskiej. Przyjeżdżają tutaj na wakacje, gdyż prawo jest o wiele mniej restrykcyjne. Dzięki temu mogą urządzać wielkie uczty zakrapiane alkoholem, czy z dużą ilością kobiet, które dotrzymują im towarzystwa.
O Marokańczykach można powiedzieć, że są Muzułmanami bardzo “lajtowymi”. Piją alkohol, używają życia. Są wierzący, ale nie praktykujący.
Po wizycie na górze wyruszamy w trasę na północ tego pięknego, zielonego kraju.